#Danielle
Koncert za koncertem. Okropność! Nienawidzę tych tłumów psychofanów wrzeszczących moje imię. Ludzie, to ja mam być słyszana, ja mam śpiewać, nie wy. Tak, tak, pewnie powiecie, że jestem kolejną gwiazdeczką, która chce być w centrum uwagi. Mylicie się. Nienawidzę tego, na prawdę. Dlaczego to robię? Dla mamy. Ona tak bardzo chce, żebym była rozpoznawalna. Żeby tłumy mnie uwielbiały. Żeby ludzie mieli rzeczy z moimi podobiznami lub napisami "I love Danielle Newsome". Ale jak dla mnie, to jest okropne. Szczerze mówiąc, gdybym mogła to chętnie zamieniłabym się chociaż na kilka dni z kimś normalnym. Z kimś, kto nie ma codziennie występów, nie musi się wszędzie spieszyć. Ale to nie możliwe. No cóż, mówi się trudno, żyje się dalej...
Mama dzisiaj zabrała mnie na zakupy (znowu). Twierdzi, że nie mam w co się ubrać na dzisiejszy koncert (jak zawsze). Ciuchy akurat uwielbiam, ale nienawidzę kupować ich z mamą. Wiem, że mnie kocha i chce dla mnie jak najlepiej, ale przesadza... No, ale kto mówił, że życie sław jest proste? Grace, bo tak ma na imię moja rodzicielka, ma piękne szaro- zielone oczy i takie same, ale odrobinę mniej kręcone blond włosy. Ona nie osiągnęła tego co ja, a tak bardzo tego pragnęła. To dlatego teraz kładzie na mnie tak duży nacisk. Chce, żebym była bezbłędna. Idealna. Nieskazitelna. No, a wracając do zakupów, właśnie idziemy w stronę ulubionego sklepu mojej mamy- Duffne. Grace rozpromieniona weszła do modowego króla naszego kraju. Nie miałam wyboru- podążyłam za nią. Jarzeniówki i półki brokatowych koszulek oślepiły mnie. Eghr, nienawidzę tego, pomyślałam. Zawsze było tak samo. Ale cóż, trzeba się rozglądać i wybrać coś zanim zrobi to mama. Chwytałam dosłownie wszystko, co wpadało mi w ręce i pobiegłam do przymierzalni, by zrobić z tego "coś". Na pierwszy strzał poszła śliczna, bladozielona, koronkowa sukienka. Do niej dobrałam jeansową, krótką kurteczkę i białe szpilki z kokardkami. Brakowało mi czegoś, więc założyłam sobie na szyję duży wisior w kształcie ptaka, bardzo możliwe, że był to słowik. W każdym bądź razie, był on zrobiony ze srebra. Zestaw był cudowny, ale niestety nie na dzisiejszy koncert. Zabrałam się więc do następnego. Tym razem wybrałam biały, luźny top. Odsłaniał kawałek brzucha i miał uroczy nadruk z ananasem. Bez zastanowienia chwyciłam jeansowe szorty po jednej stronie przetarte, po drugiej z kilkoma ćwiekami. Starannie zapięłam (aż) cztery guziki i poprawiłam spodenki delikatnie. Pasowały idealnie. Z butami miałam mały dylemat, ale wybrnęłam z niego szybko. Nie mogłam bowiem wybrać- zielone czółenka czy brązowe jazzówki. Moje stopy natychmiast zaprotestowały przeciw obcasom i wygrały jazzówki. Nie chcąc przesadzić założyłam do tego tylko brązowe pilotki. Było cudownie. Chwyciłam mojego nowiutkiego IPhone'a i wykręciłam numer do mamy.Ta natychmiast przybiegła, obejrzała mnie dokładnie. Przeanalizowała każdy kawałek mojego ciała. Niektórych to mogłoby skrępować, ale ja już byłam przyzwyczajona. Co dziwne, stwierdziła, że wyglądam dobrze. Rzadko podobało się jej to, co wybierałam. Potem pospiesznie pokazałam jej zestaw z zieloną sukienką i wyszłam z przymierzalni. Grace poszła jeszcze, by znaleźć coś dla siebie, a ja popędziłam do kasy. Położyłam ubrania na ladzie, a sama zaczęłam poszukiwania mojej złotej karty kredytowej z gitarą. Pomyślicie, że przesadzam, ale muzyka to moja pasja. Jakoś przekazać to trzeba, tak? Zapłaciłam i wyszłam zadowolona ze sklepu. Jak nigdy wydałam dziś 5 tys. $. Uśmiechnięta usiadłam z pełnymi torbami na ławce przed Duffne. Po jakichś 40 minutach wróciła moja mama, której szybko oznajmiłam, że idę do Pharmacy- mojej ulubionej księgarni, która zresztą nie bez powodu jest "apteką"*. Urocza starsza pani, sprzedawczyni i właścicielka jednocześnie jest jak lekarz, "przepisuje" książki jak leki. Opowiadasz, jak się dziś czujesz, a ona daje ci książkę. Dziwne, ale wspaniałe. Gdy tylko otworzyłam drzwi, zadzwonił mały dzwoneczek. Pani Allegra Steapley przywitała mnie z szerokim uśmiechem.
- Witaj znów, kochana Danielle. Jak się dzisiaj czujesz?
- No cóż, dziś nie najgorzej, pani Steapley. Ale mam problemy z zasypianiem. Ma może pani coś na to?- odpowiedziałam z uśmiechem.
- Po pierwsze, moje dziecko, mów mi Allegra, a po drugie- tak, mam. Poczekasz chwileczkę? Muszę jej poszukać.
To powiedziawszy weszła na zaplecze i wróciła po 5 minutach. Podeszła do mnie i chwyciła moją dłoń.
- To jest "Królowa Snu". Napisała ją Mariella KyLie tuż przed śmiercią. To jeden z trzech egzemplarzy, zaopiekuj się nim dobrze.- gdy skończyła mówić podała mi śliczną, książkę w niemal idealnym stanie. Tło okładki było granatowe. Na środku stała piękna, młoda dziewczyna o jasnej, porcelanowej cerze, długich blond włosach i błękitnych oczach. Na głowie miała srebrną tiarę wysadzaną białymi diamentami, a na jej środku był jeden granatowy, w kształcie księżyca. Ubrana była w długą, lekko staroświecką, czerwoną suknię wyszywaną złotymi nićmi. Kobieta biegła przed siebie, twarz miała zwróconą trochę w lewo. Na wysokości (najprawdopodobniej) kolan (ma długą suknię) widniał złoty napis- Królowa Snu, a pod nim imię i nazwisko autorki.
Podziękowałam starszej pani, zapłaciłam 20 $ i wyszłam ze sklepu. Mama już czekała. Spojrzała z ukosa na moją nową zdobycz i ruszyła bez słowa. Gdy wsiadłyśmy do naszego nowego Ferrari, Grace powiedziała:
- Danielle, znowu wydajesz pieniądze na te głupie książki. Przecież w domu masz cały pokój przeznaczony na nie, a i tak kupujesz jeszcze więcej. To marnowanie pieniędzy, skarbie.- no tak, mama mnie w ogóle nie rozumie, ona nic nie czyta.
- Mamo, już o tym rozmawiałyśmy, tak. Ja chodzę z tobą na zakupy, a ty pozwalasz mi kupować książki. Nie zapominaj.- miałyśmy umowę, była beznadziejna, ale zawsze coś.
Grace dała za wygraną. Zatrzymałyśmy się pod moją willą. Tak, moją. Rodzice mają swój własny dom, dużo mniejszy od tego. Wciąż nie chcą drugiego, ale to już ich sprawa. W każdym bądź razie, moja willa jest wspaniała. Ma cztery piętra, parter jest przeszklony. Prawie każdy pokój na drugim, trzecim i czwartym piętrze ma balkon. Ogólnie, cały dom jest nowoczesny. Mam też wielki basen, a obok niego jacuzzi. Nie ukrywajmy, jest to jedno z moich ulubionych miejsc. Na terenie mojej posiadłości jest również sauna. Uwielbiam ją, ale zresztą nie tylko ja. Moja siostra bliźniaczka- Rebecca również uwielbia to miejsce. Od kiedy stałam się sławna, Becca wyprowadziła się, ograniczyła kontakt ze mną, rodzicami... Nie ukrywam, bardzo chciałabym, żeby mi pomagała, wybierała ze mną stroje, po prostu była ze mną... To już coś, że zaczęła mnie odwiedzać. Raz na miesiąc, dwa, ale dla mnie to bardzo ważne. Zapomniałam wspomnieć, że dzwoni do mnie raz na dwa tygodnie, kiedyś robiła to raz na rok, w moje urodziny. Coś musiało się w niej przełamać. Cokolwiek to było, jest dla mnie zbawieniem.
Ledwo weszłam na górę, usłyszałam krzyk:
- Danielle, kochanie, za pięć minut występ!- CO?!?!?!
Zaczęłam biegać po pokoju jak oszalała, wskoczyłam w moje ubrania i zbiegłam do samochodu. Ruszyłam bez zastanowienia i trzy minuty później byłam na miejscu. Świetnie, AŻ dwie na makijaż. Moje kosmetyczki bez słowa rzuciły się na mnie. Minutę później byłam gotowa, minuta na przygotowanie się. Piosenki powtórzyłam w głowie najszybciej jak mogłam i niepewnym krokiem zaczęłam wchodzić po schodach. Ostatni schodek przede mną i będę na scenie. Głęboki wdech. Wydech. Krok. Krzyki psychofanów. Czasem chciałabym im powiedzieć, że ich nienawidzę. Cóż, przedstawienie musi trwać. Weszłam na środek sceny i zaczęłam mówić, mikroport działa.
- Witajcie, kochani! Gotowi na totalnie odlotowe, szalone BOOM ?!- w odpowiedzi usłyszałam krzyk. To chyba "tak".
Zabrzmiała muzyka z mojej najnowszej piosenki- "Being a princess". Nie mam wyboru, trzeba śpiewać.
"Being a princess,
Isn't it something amazing?
Don't care about anythink,
don't care about anyone.
Being a princess,
I want it so much.
Being a princess is something for us,
baby.
Being a princess,
this is baths in the milk.
I can do that,
you can do that!
Being a princess,
I want it so much.
Being a princess is something for us,
baby!"
Dalej jakoś to zleciało.
- Mogło być lepiej, aczkolwiek nie było strasznie.- podsumowała moja managerka, Nicoline Sapley. Nienawidzę jej, tak samo, jak tych nudnych, granatowych marynarek, z którymi się nie rozstaje.
Sama byś tego lepiej nie zrobiła, pomyślałam i ją ominęłam. Tak wygląda mój dzień. Dzień z życia Danielle Newsome, gwiazdy Sylli...
----------------------------------------------------------------------------------
pharmacy- apteka (angl.)
Przepraszam, że krótkie ;_;