Odwiedziliście Księżniczkę Rosemary już:

wtorek, 21 kwietnia 2015

Trzy Światy. Danielle II #Mamo, przestań!

Dla drugiej Julki, bo tak. ^^

#Danielle
Koncert za koncertem. Okropność! Nienawidzę tych tłumów psychofanów wrzeszczących moje imię. Ludzie, to ja mam być słyszana, ja mam śpiewać, nie wy. Tak, tak, pewnie powiecie, że jestem kolejną gwiazdeczką, która chce być w centrum uwagi. Mylicie się. Nienawidzę tego, na prawdę. Dlaczego to robię? Dla mamy. Ona tak bardzo chce, żebym była rozpoznawalna. Żeby tłumy mnie uwielbiały. Żeby ludzie mieli rzeczy z moimi podobiznami lub napisami "I love Danielle Newsome". Ale jak dla mnie, to jest okropne. Szczerze mówiąc, gdybym mogła to chętnie zamieniłabym się chociaż na kilka dni z kimś normalnym. Z kimś, kto nie ma codziennie występów, nie musi się wszędzie spieszyć. Ale to nie możliwe. No cóż, mówi się trudno, żyje się dalej...
Mama dzisiaj zabrała mnie na zakupy (znowu). Twierdzi, że nie mam w co się ubrać na dzisiejszy koncert (jak zawsze). Ciuchy akurat uwielbiam, ale nienawidzę kupować ich z mamą. Wiem, że mnie kocha i chce dla mnie jak najlepiej, ale przesadza... No, ale kto mówił, że życie sław jest proste? Grace, bo tak ma na imię moja rodzicielka, ma piękne szaro- zielone oczy i takie same, ale odrobinę mniej kręcone blond włosy. Ona nie osiągnęła tego co ja, a tak bardzo tego pragnęła. To dlatego teraz kładzie na mnie tak duży nacisk. Chce, żebym była bezbłędna. Idealna. Nieskazitelna. No, a wracając do zakupów, właśnie idziemy w stronę ulubionego sklepu mojej mamy- Duffne. Grace rozpromieniona weszła do modowego króla naszego kraju. Nie miałam wyboru- podążyłam za nią. Jarzeniówki i półki brokatowych koszulek oślepiły mnie. Eghr, nienawidzę tego, pomyślałam. Zawsze było tak samo. Ale cóż, trzeba się rozglądać i wybrać coś zanim zrobi to mama. Chwytałam dosłownie wszystko, co wpadało mi w ręce i pobiegłam do przymierzalni, by zrobić z tego "coś". Na pierwszy strzał poszła śliczna, bladozielona, koronkowa sukienka. Do niej dobrałam jeansową, krótką kurteczkę i białe szpilki z kokardkami. Brakowało mi czegoś, więc założyłam sobie na szyję duży wisior w kształcie ptaka, bardzo możliwe, że był to słowik. W każdym bądź razie, był on zrobiony ze srebra. Zestaw był cudowny, ale niestety nie na dzisiejszy koncert. Zabrałam się więc do następnego. Tym razem wybrałam biały, luźny top. Odsłaniał kawałek brzucha i miał uroczy nadruk z ananasem. Bez zastanowienia chwyciłam jeansowe szorty po jednej stronie przetarte, po drugiej z kilkoma ćwiekami. Starannie zapięłam (aż) cztery guziki i poprawiłam spodenki delikatnie. Pasowały idealnie. Z butami miałam mały dylemat, ale wybrnęłam z niego szybko. Nie mogłam bowiem wybrać- zielone czółenka czy brązowe jazzówki. Moje stopy natychmiast zaprotestowały przeciw obcasom i wygrały jazzówki. Nie chcąc przesadzić założyłam do tego tylko brązowe pilotki. Było cudownie. Chwyciłam mojego nowiutkiego IPhone'a i wykręciłam numer do mamy.Ta natychmiast przybiegła, obejrzała mnie dokładnie. Przeanalizowała każdy kawałek mojego ciała. Niektórych to mogłoby skrępować, ale ja już byłam przyzwyczajona. Co dziwne, stwierdziła, że wyglądam dobrze. Rzadko podobało się jej to, co wybierałam. Potem pospiesznie pokazałam jej zestaw z zieloną sukienką i wyszłam z przymierzalni. Grace poszła jeszcze, by znaleźć coś dla siebie, a ja popędziłam do kasy. Położyłam ubrania na ladzie, a sama zaczęłam poszukiwania mojej złotej karty kredytowej z gitarą. Pomyślicie, że przesadzam, ale muzyka to moja pasja. Jakoś przekazać to trzeba, tak? Zapłaciłam i wyszłam zadowolona ze sklepu. Jak nigdy wydałam dziś 5 tys. $. Uśmiechnięta usiadłam z pełnymi torbami na ławce przed Duffne. Po jakichś 40 minutach wróciła moja mama, której szybko oznajmiłam, że idę do Pharmacy- mojej ulubionej księgarni, która zresztą nie bez powodu jest "apteką"*. Urocza starsza pani, sprzedawczyni i właścicielka jednocześnie jest jak lekarz, "przepisuje" książki jak leki. Opowiadasz, jak się dziś czujesz, a ona daje ci książkę. Dziwne, ale wspaniałe. Gdy tylko otworzyłam drzwi, zadzwonił mały dzwoneczek. Pani Allegra Steapley przywitała mnie z szerokim uśmiechem.
- Witaj znów, kochana Danielle. Jak się dzisiaj czujesz?
- No cóż, dziś nie najgorzej, pani Steapley. Ale mam problemy z zasypianiem. Ma może pani coś na to?- odpowiedziałam z uśmiechem.
- Po pierwsze, moje dziecko, mów mi Allegra, a po drugie- tak, mam. Poczekasz chwileczkę? Muszę jej poszukać.
To powiedziawszy weszła na zaplecze i wróciła po 5 minutach. Podeszła do mnie i chwyciła moją dłoń.
- To jest "Królowa Snu". Napisała ją Mariella KyLie tuż przed śmiercią. To jeden z trzech egzemplarzy, zaopiekuj się nim dobrze.- gdy skończyła mówić podała mi śliczną, książkę w niemal idealnym stanie. Tło okładki było granatowe. Na środku stała piękna, młoda dziewczyna o jasnej, porcelanowej cerze, długich blond włosach i błękitnych oczach. Na głowie miała srebrną tiarę wysadzaną białymi diamentami, a na jej środku był jeden granatowy, w kształcie księżyca. Ubrana była w długą, lekko staroświecką, czerwoną suknię wyszywaną złotymi nićmi. Kobieta biegła przed siebie, twarz miała zwróconą trochę w lewo. Na wysokości (najprawdopodobniej) kolan (ma długą suknię) widniał złoty napis- Królowa Snu, a pod nim imię i nazwisko autorki.
Podziękowałam starszej pani, zapłaciłam 20 $ i wyszłam ze sklepu. Mama już czekała. Spojrzała z ukosa na moją nową zdobycz i ruszyła bez słowa. Gdy wsiadłyśmy do naszego nowego Ferrari, Grace powiedziała:
- Danielle, znowu wydajesz pieniądze na te głupie książki. Przecież w domu masz cały pokój przeznaczony na nie, a i tak kupujesz jeszcze więcej. To marnowanie pieniędzy, skarbie.- no tak, mama mnie w ogóle nie rozumie, ona nic nie czyta.
- Mamo, już o tym rozmawiałyśmy, tak. Ja chodzę z tobą na zakupy, a ty pozwalasz mi kupować książki. Nie zapominaj.- miałyśmy umowę, była beznadziejna, ale zawsze coś.
Grace dała za wygraną. Zatrzymałyśmy się pod moją willą. Tak, moją. Rodzice mają swój własny dom, dużo mniejszy od tego. Wciąż nie chcą drugiego, ale to już ich sprawa. W każdym bądź razie, moja willa jest wspaniała. Ma cztery piętra, parter jest przeszklony. Prawie każdy pokój na drugim, trzecim i czwartym piętrze ma balkon. Ogólnie, cały dom jest nowoczesny. Mam też wielki basen, a obok niego jacuzzi. Nie ukrywajmy, jest to jedno z moich ulubionych miejsc. Na terenie mojej posiadłości jest również sauna. Uwielbiam ją, ale zresztą nie tylko ja. Moja siostra bliźniaczka- Rebecca również uwielbia to miejsce. Od kiedy stałam się sławna, Becca wyprowadziła się, ograniczyła kontakt ze mną, rodzicami... Nie ukrywam, bardzo chciałabym, żeby mi pomagała, wybierała ze mną stroje, po prostu była ze mną... To już coś, że zaczęła mnie odwiedzać. Raz na miesiąc, dwa, ale dla mnie to  bardzo ważne. Zapomniałam wspomnieć, że dzwoni do mnie raz na dwa tygodnie, kiedyś robiła to raz na rok, w moje urodziny. Coś musiało się w niej przełamać. Cokolwiek to było, jest dla mnie zbawieniem.
Ledwo weszłam na górę, usłyszałam krzyk:
- Danielle, kochanie, za pięć minut występ!- CO?!?!?!
Zaczęłam biegać po pokoju jak oszalała, wskoczyłam w moje ubrania i zbiegłam do samochodu. Ruszyłam bez zastanowienia i trzy minuty później byłam na miejscu. Świetnie, AŻ dwie na makijaż. Moje kosmetyczki bez słowa rzuciły się na mnie. Minutę później byłam gotowa, minuta na przygotowanie się. Piosenki powtórzyłam w głowie najszybciej jak mogłam i niepewnym krokiem zaczęłam wchodzić po schodach. Ostatni schodek przede mną i będę na scenie. Głęboki wdech. Wydech. Krok. Krzyki psychofanów. Czasem chciałabym im powiedzieć, że ich nienawidzę. Cóż, przedstawienie musi trwać.  Weszłam  na środek sceny i zaczęłam mówić, mikroport działa.
-  Witajcie, kochani! Gotowi na totalnie odlotowe, szalone BOOM ?!- w odpowiedzi usłyszałam krzyk. To chyba "tak".
Zabrzmiała muzyka z mojej najnowszej piosenki- "Being a princess".  Nie mam wyboru, trzeba śpiewać.
"Being a princess,
Isn't it something amazing?
Don't care about anythink,
don't care about anyone.

Being a princess,
I want it so much.
Being a princess is something for us,
baby.

Being a princess,
this is baths in the milk.
I can do that,
you can do that!

Being a princess,
I want it so much.
Being a princess is something for us,
baby!"

Dalej jakoś to zleciało.
- Mogło być lepiej, aczkolwiek nie było strasznie.- podsumowała moja managerka, Nicoline Sapley. Nienawidzę jej, tak samo, jak tych nudnych, granatowych marynarek, z którymi się nie rozstaje.
Sama byś tego lepiej nie zrobiła, pomyślałam i ją ominęłam. Tak wygląda mój dzień. Dzień z życia Danielle Newsome, gwiazdy Sylli...
----------------------------------------------------------------------------------
pharmacy- apteka (angl.)


Przepraszam, że krótkie ;_;

niedziela, 5 kwietnia 2015

Trzy Światy. Riley I #Hej, w końcu nie każdy ma w życiu łatwo!

Z dedykacją dla Julki, która wiernie szukała mi zdjęć i była dla mnie duuużym wsparciem! ♥

#Riley
Występ za występem. Niby tyle z tego pieniędzy, ale zostaje niewiele, mamy zbyt dużo wydatków. Zbliżają się urodziny Holly, wypadałoby coś kupić. Nie zniosę znowu tego rozczarowania, nie pozwolę na powtórkę ze Świąt Bożego Narodzenia. Ellie, moja siedemnastoletnia siostra pomaga jak tylko może, śpiewa gdzie się da, występuje na każdym koncercie w okolicy, Luke, ten rozbrykany piętnastolatek też nie leniuchuje. Mimo swojego charakteru ma dobre serce. On robi co tylko może. Roznosi ulotki, robi zdjęcia, sprząta w sklepach, asystuje przy różnego rodzaju występach. Nawet moja malutka Holly też pomaga jak tylko się da. Roznosi ulotki, wiesza ogłoszenia. To mało, wiem,  ale w końcu nie każdy chce zatrudniać dziesięciolatków. Lolly, bo tak ją nazywam, jest moją małą kopią. Te same szare oczy, te same czarne włosy. Zaskakujące jest to, że nawet zanim rodzice zginęli w wypadku samochodowym nie biegła do nich, gdy coś się stało, zawsze pędziła do swojej starszej siostry.
Jestem najstarsza z naszej czwórki- mam 19 lat, Ellie to odzwierciedlenie taty, identyczne błękitne oczy i te same czarne włosy. Luke wygląda tak jak El, różnią się tylko kolorem włosów- jest blondynem. Holly to kochane dziecko. Jest bardzo empatyczna, wie, że nie mamy łatwo i też musi chociaż próbować zarabiać. W nagrodę za jej pracowitość pozwalamy jej odkładać połowę tego co zarobi. Niestety, mama nie ma swojego małego sobowtóra- była pełną energii blondynką o szarych oczach. Razem z tatą zginęli dwa lata temu w wypadku samochodowym. Bardzo mi ich brakuje. Codziennie chodzę na cmentarz, by zapalić znicz  na ich grobie. Może pomyślicie, że to głupie, tylko wydaję pieniądze, ale ja mam inne zdanie- to taki mały symbol tego, że pamiętam. I nigdy nie zapomnę.
Zbliżał się świt, gdy Ellie wbiegła do mojego pokoju.
- Dzień dobry! Chyba nie zapomniałaś, że masz występ, co? Wstawaj, leniuszku!- cmoknęła mnie w policzek i wyszła.
Trzeba wstać, pomyślałam. Powoli zwlokłam się z łóżka i ruszyłam w stronę kuchni. Otworzyłam prawie już pustą lodówkę i wyjęłam z niej twarożek. Wzięłam nóż i kromkę chleba. Wpółprzytomna zaczęłam smarować ją twarogiem. Gdy już skończyłam, usiadłam na mahoniowym krześle po babci Dorothy. Babcia... Umarła niedługo przed rodzicami. Nie była bogata, ale miała dobre serce, zawsze dzieliła się tym co miała. Niewiele moich wspomnień dotyczy babuni, ale z pewnością nigdy nie wyrzucę jej z mojego serca. Wracając do przyziemnych spraw, podczas moich rozmyślań skończyłam jeść. Zajrzałam w mój kalendarz, co nie było dobrym pomysłem, bo następne dziesięć minut musiałam poświęcić na zbieranie wciąż wypadających z niego kartek. Po tych kilku minutach sprzątania wreszcie odnalazłam właściwą kartkę. Odczytałam, że dzisiejszy występ mam równo za godzinę w luksusowej willi państwa Gerdley'ów. No tak, ich córka, Evelyn kończy dziś dwadzieścia jeden lat.
Powolnym krokiem wróciłam do mojej sypialni. Wybrałam ciemnoszary top w czarne cętki, skórzane, również czarne legginsy, czerwone baleriny i złoty pierścień z kryształem o tym samym kolorze, który został mi po mamie. Właściwie to jak na ubogą tancerkę mam w czym wybierać, jeśli chodzi o stroje, ale to wszystko dzięki mamie, ona miała nosa do takich rzeczy i (na szczęście) teraz one na mnie pasują. Otworzyłam okno, bo w pokoju zaczynało robić się duszno. Kiedy skończyłam już mocować się z nim, weszłam do pokoju Holly. Żal mi było budzić tak słodko śpiące dziecko, ale niestety, musi zaraz iść do szkoły.
- Lolly, skarbie, czas wstać.- powiedziałam po czym dałam jej buziaka w policzek.
- Jeszcze dziesięć minut, proszę.- odpowiedziała nie otwierając oczu.
- Chciałabym ci dać jeszcze pospać, ale za dziesięć minut masz autobus.- westchnęłam.
Mała powoli zaczęła wstawać, było mi przykro- tak bardzo chciałam dać jej te kilka minut snu, bo dziś czeka ją jeszcze roznoszenie ulotek ze spożywczaka pani Fix. Wróciłam do kuchni, by przygotować jej śniadanie- mleko i jej ulubione płatki czekoladowe. Tam zastałam Luke'a. Był wyraźnie czymś zmartwiony,
- Hej, Luke! Coś się stało?- zagadnęłam.
- Ee, nie. To znaczy, no... tak. Jestem zagrożony z matmy...- powiedział cicho.
No nie, pomyślałam. W naszym chorym kraju płaci się, gdy uczeń nie zda.
- Luke, mam pomysł. Znajdę ci korepetytora.
- Nie, Riley. Nie mamy pieniędzy.
No tak, fakt. Mam nadzieję, że dostanę sporo za dzisiejszy występ. Ale nie mogę pozbyć się pytania, co się z nim dzieje? Luke nigdy nie miał problemów z matmą. Czy to przez to, że ma za dużo pracy? Niestety, o tym pomyślę później. Wybiegłam na dwór i w ostatniej chwili zdążyłam na autobus. Ładnie, prawie się spóźniłam. W głowie powtarzałam sobie układ na dzisiejszy występ. Wysiadając zorientowałam się, że nie dałam Luke'owi kieszonkowego. Wypadałoby się wrócić, ale inaczej nie zdążę na występ. No cóż, braciszek musi poczekać... Gdy wysiadłam, poszłam skrótami, przez jedne z najniebezpieczniejszych ulic Syllii*. Wiedziałam dokładnie, których klatek schodowych unikać. Zdołałam przejść bez przeszkód. Po chwili zza zakrętu wyłoniła się piękna, bogato zdobiona olśniewająca willa. Zapukałam delikatnie, ale stanowczo do drzwi, które zaraz otworzył mi lokaj.
- Witam, panna Brandstreet, jak mniemam?
- Tak, to ja, gdzie mam się udać?
Po tych słowach ruszył nie odpowiadając mi. Zaprowadził mnie aż pod olchowe drzwi ze złotą tabliczką, która zawierała napis "Dla artystów". Otworzyłam je i po raz kolejny chwilę stałam w bezruchu podziwiając to piękne wnętrze. Opanowałam się, położyłam swoją torbę na skórzanym, kremowym fotelu. Zaciągnęłam się subtelnym zapachem konwalii wypełniającym pomieszczenie. Trzeba zacząć się szykować, pomyślałam. Nie mogę pozwolić sobie na spóźnienie, bo inaczej mnie wyrzucą. Gerdley'owie są jedną z najlepiej płacących rodzin, nie mogę pozwolić sobie na błąd.
Otworzyłam dużą, mahoniową szafę, by zobaczyć co przygotowano na mój dzisiejszy występ. Dopiero po dwudziestu minutach znalazłam piękną, delikatną, pastelowo różową sukienkę. Z wielkim entuzjazmem  rzuciłam moje ubrania na drugi koniec pokoju i (dosłownie) w nią wskoczyłam. Leżała idealnie. Lekko rozkloszowana, bez ramiączek, sięgała mi równiutko do kolan. Falbanki na dole dodawały jej uroku. W rogu pokoju zobaczyłam srebrne balerinki. One również miały karteczkę z moim imieniem. Na koniec sprawdziłam szkatułki. Ta przeznaczona dla mnie była największa. Wyjęłam z niej delikatny, srebrny naszyjnik z małym serduszkiem, subtelne, malutkie kolczyki (również ze srebra), pierścionek z tak małym, że prawie niewidocznym, błękitnym diamencikiem. Jako ostatnią wyciągnęłam z pudełeczka... tiarę. Z prawdziwymi, niebieskimi i białymi brylancikami. Wykonana z czystego srebra. Musiała kosztować majątek... Ktoś zapukał. Chwyciłam tiarę, umieściłam ją delikatnie na mojej głowie i otworzyłam drzwi.
- Witaj, Riley, kochanie. Jak tam? Gotowa?
To była pani Stephanie Gerdley- moja pracodawczyni, matka Evelyn. Miała długie, jasne, niczym tlenione blond włosy i zielono-szare, duże oczy. Na mój widok zmarszczyła lekko malutki nosek i poprawiła mi tiarę.
- Gotowa jak zawsze pani Gerdley.- odpowiedziałam z uśmiechem.
- Wyglądasz ślicznie. A tak na marginesie, mów mi Stephanie, a jeśli już musisz to pani Steph.- również uśmiechnęła się pokazując idealnie białe zęby.
Złapała mnie delikatnie za rękę i pociągnęła za sobą. Musiałyśmy znajdować się na tyłach domu, bo nie było tu żywej duszy, a słychać przecież, że przyjęcie trwa w najlepsze. Zaczęła mi powoli tłumaczyć- będę zapowiedziana, dopiero, gdy wejdę na scenę zapalą światło, muzyką zajmie się profesjonalny DJ... Starałam się słuchać, ale w głowie powtarzałam sobie choreografię. Tak bardzo chcę być bezbłędna. Z każdym moim krokiem stres wzrastał. Robił się nie do wytrzymania, miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Za, jak się okazało, ostatnim zakrętem wreszcie ujrzałam zaplecze sceny. Z jednej strony czułam ulgę, z drugiej miałam wrażenie, że nie jestem gotowa. Nawet nie zauważyłam, gdy pani Steph zostawiła mnie samą. Nie pozostało mi nic innego jak zacząć się rozciągać. Nie minęło dwadzieścia minut, a ja już usłyszałam:
- A teraz na scenę zapraszamy niezawodną, utalentowaną, piękną tancerkę- Riley Brandstreet!
Dam radę, dam radę, powtarzałam sobie w duchu. Weszłam pewnym krokiem na scenę. Przyjęłam pozycję- stanęłam na jednej nodze, drugą ustawiłam pod kątem prostym to tamtej, a ręce ustawiłam odwrotnie. Zapaliło się światło, usłyszałam muzykę. Niech zacznie się gra, pomyślałam. Zaczęłam taniec. Piruet, skok aż do szpagatu, lądowanie na podłodze. Cały strach zniknął, istniałam tylko ja, ja i muzyka, ja, muzyka i idealny taniec. Wciąż będąc na podłodze wymachiwałam rękoma tworząc rozmaite kształty. Publiczność zupełnie się uciszyła. Jednym płynnym ruchem zmieniłam pozycję do klęczek. Odchyliłam się do tyłu, głową dotknęłam podłogi. Przeturlałam się. Dalej już nic nie pamiętam, nic oprócz burzy gromkich oklasków na koniec. Ten wspaniały smak sukcesu...
Stephanie, Evelyn i pan Gerdley- Levis (mają jakąś dziwną manię kazania mówić mi do nich po imieniu, ludzie, oni są ode mnie prawie 20 lat starsi!!) chwalili mnie przez prawie pół godziny. Bardzo im się podobało, dostałam 3 000 $, bardzo dużo jak za pojedynczy występ. Na koniec Evelyn wzięła mnie na bok i oznajmiła, że mogę zatrzymać mój dzisiejszy strój. Byłam wniebowzięta! Uściskałam ją serdecznie i ucałowałam w oba policzki. Dzieciaki będą zachwycone.
-----------------------------------------------------------------
*Syllia- kraj, w którym toczy się akcja- rodzimy kraj Riley, Danielle, Chloe etc.
------------------------------------------------------------------------------------
Następna część będzie o Danielle! ♥