Odwiedziliście Księżniczkę Rosemary już:

niedziela, 24 stycznia 2016

Z życia idealnej #1

*CZWARTEK*
Zeszłam z łóżka punktualnie o godzinie 7, by dobrze przygotować się na kolejny pracowity czwartek. O dziwo, nie spędziłam dużo czasu w łazience robiąc makijaż, stwierdziłam, że stylistki nie są mi dzisiaj potrzebne. Nie zamierzałam iść nigdzie poza szkołą, miejscem mojej pracy. Znowu będę musiała przypominać dzieciom, że gdy mówią o czynności, która dzieje się teraz nie mogą użyć czasu przeszłego… Bycie nauczycielką angielskiego wcale nie jest takie łatwe jak myślałam, ale jednak… kocham to. Mogę dzielić się swoją wiedzą z innymi, dobre wyniki podopiecznych dają mi niezwykłą satysfakcję, mam wspaniałą i utalentowaną klasę. Jedyne co mnie dobija, to jutrzejsza rada- ostatnia w tym roku szkolnym, bardzo ważna dla mnie, muszę postawić klasę w jak najlepszym świetle, to był ich ostatni rok tutaj… Mam dużo pracy, ale wolę robić coś niż siedzieć w domu i tylko zajmować się dziećmi- to proponował mi mąż- znany na całym świecie piłkarz. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół, okazało się, że to szofer, który miał zawieźć mnie do pracy. Sama nie mam prawa jazdy, nie nadaję się do tego. W każdym bądź razie, założyłam na siebie cienką kurtkę, nowe botki i pognałam za nim do czarnego porsche. Po paru minutach już byłam w szkole, gotowa przekazywać młodemu pokoleniu swoją wiedzę. Po dwóch pierwszych lekcjach miałam okienko, a że nie miałam do robienia nic ważnego zabrałam się za kończenie już trzeciej książki. Pisałam jak zaczarowana, aż z transu wyrwała mnie koleżanka rzucając przede mną stos papierów, jak się okazało testów. Poprosiła mnie o pomoc w sprawdzeniu, więc przerwałam pisanie i zaczęłam kreślić na czerwono błędy w pracach uczniów. Postawiłam parę piątek, trzy czwórki i tylko dwie trójki, jak widać, poziom w naszej szkole jest dość wysoki, a uczniowie zdolni. Prestiżowe gimnazjum w centrum Krakowa, do którego niełatwo się dostać. Zadzwonił dzwonek, trzeba iść poprowadzić lekcję- w moim przypadku była to godzina wychowawcza. Niby luźna lekcja, ale trzeba omówić ważne sprawy… Nie wiedziałam od czego zacząć, ale dałam sobie radę. Kolejne lekcje tego dnia minęły szybko, a kiedy wychodziłam ze szkoły czekał na mnie szofer. Zawiózł mnie prosto do domu, gdzie czekał już mój mąż.
- Cześć Daria, słońce!- przytulił mnie
Szybko się z nim przywitałam i pobiegłam na górę, czując nagły przypływ weny. Wyjęłam pobazgrolone kartki i zaczęłam dalej pisać. Nawet nie zauważyłam, w którym momencie wszedł, postawił przede mną kubek z gorącą herbatą i mały talerzyk z pierniczkami. Usiadł na krzesełku obok i uważnie czytał moją pracę, dając mi co jakiś czas drobne wskazówki. W pewnym momencie wstał, zabrał mi z ręki długopis i kazał iść spać. Nie pomogły moje błagania. Ostatni rozdział najwidoczniej muszę dokończyć jutro. Szybko pobiegłam do łazienki, zerkając po drodze na zegarek- już się nie dziwię czemu kazał mi iść spać, było już po północy. Wzięłam prysznic i dosłownie wskoczyłam do łóżka, a po chwili już smacznie spałam wtulona w tors Kuby. 
*PIĄTEK*

Obudziłam się kilka minut przed godziną 8. Zwlokłam się powoli z dużego, dwuosobowego łóżka, pozostawiając w nim śpiącego męża.  Ubrana w puszysty szlafrok przywitałam stylistki- Anię i Paulę. Przychodziły dość często, w końcu jako żona sławnego piłkarza musiałam jakoś wyglądać. Po niecałej godzinie byłam gotowa do wyjścia, podobnie jak mój małżonek, synek Alanek oraz dwie córeczki, bliźniaczki- Jagoda i Nikola. Mieli zaledwie po 8 i 6 lat, ale zabieraliśmy je ze sobą na mniejsze przyjęcia, typu urodziny kolegów po fachu Kuby. Mały był podobny do mnie, ciemne włosy, brązowe oczy, średnia karnacja, ale dziewczynki to małe kopie taty- blond włosy, piwne oczy. Drobniutkie, ale utalentowane, szczególnie biorąc pod uwagę piłkę nożną. Można w sumie powiedzieć, że po ojcu. Synek wolał uczyć się ze mną języka angielskiego, ale nigdy nie odmawiał, gdy tata chciał z nim zagrać. Przed 9 opuściliśmy naszą nowoczesną willę, żegnając się czule z Rogerem, podwórkowym owczarkiem belgijskim. Zadecydowaliśmy, że dzisiaj pojedziemy białym Lamborghini, więc mąż wsiadł za kółko. Po zaledwie czterech godzinach musiałam wrócić do szkoły na radę pedagogiczną. Po wyczerpujących kłótniach na temat moich wychowanków, trwających niespełna trzy godziny, ledwo żywa wróciłam do domu. Korzystając z okazji, że nikt nie będzie mi przeszkadzał, w ciszy dokończyłam pisanie książki o przygodach małej wampirzycy Caitleen. Zdążyłam skończyć, kiedy reszta rodzinki wparowała do domu. Położyłam zmęczone dzieciaki spać i już sama szykowałam się, by pójść w ich ślady, ale Kuba namówił mnie, żebyśmy poćwiczyli trochę, po wczorajszym leniuchowaniu. Zgodziłam się, więc pociągnął mnie za sobą w stronę naszej własnej, prywatnej siłowni. Wskoczyłam na bieżnię i truchtałam przez pół godziny bez przerwy. Później pokręciłam trochę hula- hop, zrobiłam parę brzuszków i przysiadów, po czym miałam już dosyć i po cichu wymknęłam się z pomieszczenia. Ledwo weszłam dotarłam do łazienki, gdzie zrobiłam sobie długą, odprężającą kąpiel. Godzinę później niechętnie wyszłam z wanny, wysuszyłam włosy i położyłam się spać, tuląc do siebie Rogera, którego przez przypadek musiała wpuścić do mieszkania któraś ze sprzątaczek.

________________________________________________
Jak widzicie, wróciłam! Posty nie będą regularnie, ale postaram się dodawać je jak najczęściej. Teraz coś zupełnie nowego, czekajcie na nowe rozdziały!