Odwiedziliście Księżniczkę Rosemary już:

niedziela, 1 listopada 2015

Darker than night. #miniaturka

Pamiętam to, jakby wydarzyło się zaledwie wczoraj. To był dzień naszej drugiej rocznicy, 28 sierpnia 2042 roku.
- Jill, jest coś ważnego, co muszę ci powiedzieć.- zaczęłam wtedy nieśmiało, nie ukrywam, niepokoiło mnie to, jak przyjmie do wiadomości czym jestem- Jestem wampirem, kochanie.
- Co?! Elody, skarbie, pierwszy kwietnia już dawno minął- odpowiedział.
Widziałam, że bardzo się denerwował. Czułam to, nie musiałam patrzeć na niego. To mój dar- wyczuwam emocje innych. Mam ich jeszcze dużo, jestem niezwykle silna, szybka i mam doskonały wzrok oraz słuch, mogę przesuwać przedmioty siłą woli.
- Nie żartuję. Spójrz- pokazałam dwa ostre kły.
Aura w pomieszczeniu zmieniła się natychmiast. Bał się. Nie, przepraszam, pomyłka. Był przerażony.
- Kochanie...- wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
Odsunął się ode mnie. Auć, to bolało.
- Nie skrzywdzę cię. Obiecuję, że nic ci nie zrobię. Gdybym chciała, to przecież dawno bym to zrobiła.
- Tak... Tak, masz rację, przepraszam, Elody.- dopiero teraz spojrzał mi w oczy- Spanikowałem, to dla mnie szok. W dodatku naoglądałem się tyle filmów o wampirach...
Zrobił krok w moją stronę, złapał mnie w talii i delikatnie pocałował. Choć próbowałam to zignorować, w pomieszczeniu nadal wyczuwałam jego strach. Zmniejszył się tylko troszkę , ale dobre i to.

***

Właśnie leżałam w szpitalu, byłam świeżo po porodzie. Lekarze dziwili się, czemu tak dobrze go zniosłam. Powiedziałam, że to przez geny. W sumie, nie skłamałam.
- Jaka ona śliczna...- westchnęłam, gdy Jill wszedł na salę z malutką dziewczynką na rękach.
Podał mi ją. Przyjrzałam się dokładniej małej istocie, która jest moją córką. Ma moje oczy, szmaragdowozielone tęczówki, które tak oczarowały mojego męża i włosy, tego samego koloru co Jill'a, czyli złotobrązowe. Mocno ścisnęła mój palec. Żadne normalne dziecko nie potrafiłoby zrobić tego tak mocno. Jest wampirem.
- Jak ją nazwiemy?- zapytał mój mąż.
- Caitleen. Nazwijmy ją Caitleen.
- Czy... czy ona, no wiesz...- powiedział niepewnie- jest... tym... co ty?
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich niepewność oraz lęk.
- Nie jestem pewna... ale chyba tak.
Wyszedł z sali, trzaskając za sobą drzwiami. Auć, znowu bolało. Ale wiem, że Jill poradzi sobie z tym. Co do tego, nie mam wątpliwości. Przecież mnie kocha... Chyba... Nagle drzwi znów się otworzyły. Ujrzałam w nich lekarza.
- Jeśli pani chce, może pan wyjść już dzisiaj, pani...- spojrzał na kartkę, którą trzymał w ręku- Rose.
Pospiesznie spakowałam swoje rzeczy pragnąc wyjść stąd i porozmawiać z Jill'em. Złapałam maleńkie zawiniątko i ruszyłam jak najszybciej się dało, nie wzbudzając przy tym podejrzeń. Stanęłam przed naszym domem. Wzięłam głęboki oddech. Nacisnęłam klamkę. Było otwarte. Niepewnie zrobiłam krok. Mój mąż nagle wyskoczył z bukietem kwiatów, a dokładniej róż. Wręczył mi je i delikatnie pocałował mój policzek. Rozpromieniłam się i choć próbowałam ignorować to, że wciąż jest niepewny, nie udawało mi się. W sumie, nie dziwię się. Momentalnie aura zmieniła się. Determinacja. Chęć walki. Rozejrzałam się, szukając kogoś, kto mógłby zaraz zaatakować mnie lub moją rodzinę. Nikogo nie ma. Chwila... To nie może być prawda... Z nadzieją spojrzałam na Jill'a. Zawiodłam się. Tak jak myślałam, w dłoni miał srebrny nóż, był gotów do ataku. Rzuciłam na ziemie zdradziecki bukiet i załoniłam sobą malutką Caitleen.
- Jill, skarbie, nie rób tego, proszę- zaczęłam pospiesznie go przekonywać- nie wiesz, co robisz...
- Doskonale wiem, co robię, potworze!- ryknął- Nie udawaj takiej bezbronnej! Jesteś krwiożerczą bestią i tylko czekasz na to, żeby mnie zniszczyć! A ona- wskazał na naszą córeczkę- byłaby bardzo pomocna!
Jeszcze nie widziałam go w takim stanie, cofnęłam się trochę.
- Kochanie, jesteś po prostu zdenerwowany. Działasz nieświadomie...
- Milcz!- zamachał nożem koło mojej twarzy
Mój mąż zrobił kilka kroków w moją stronę. Przystanął. Nagle zamachnął się i ostre narzędzie prawie przecięło twarz mojej córeczki. Natychmiast włączył się we mnie instynkt obrończy. Odłożyłam maleństwo i skoczyłam na tego zdrajcę. Przygwoździłam go do ściany, zatopiłam jego własną broń w jego brzuchu i ugryzłam w szyję. Dopiero po chwili jakby obudziłam się i puściłam Jilla... Działałam nieświadomie, a teraz byłam w ciężkim szoku... Wytarłam zakrwawione ręce o ścianę, oblizałam usta, chwyciłam Caitleen i wybiegłam, zostawiając matwego człowieka krwawiącego na środku przedpokoju. Biegłam najszybciej jak się dało, aż do pobliskiego lasu. Tam zrobiłam sobie krótki spacerek. Dzielnie maszerowałam ze śpiącą wampirzycą na rękach. Po kilku godzinach dotarłyśmy do mojego rodzinnego miasta- Redwood. Matka przyjęła mnie z otwartymi rękoma. Podczas, gdy ona zachwycała się małą Caitleen, ja nerwowo sprawdzałam wiadomości, aż w końcu pojawił się artykuł:
Tajemnicza śmierć mężczyzny w jego własnym domu
To krwawe morderstwo miało miejsce dzisiaj, tj. 13 kwietnia 2045 roku. Ciało zostało znalezione w przedpokoju, całe zakrwawione. Ofiara miała nóż w brzuchu oraz tajemnicze ślady na szyi. Zabójca nawet nie pofatygował się, by zamknąć drzwi. Nie znaleziono rodziny zamordowanego- jego żony oraz córki, które właśnie tego samego dnia wyszły ze szpitala. Więcej informacji udzielimy, gdy śledztwo przyniesie jakieś rezultaty. 
No cóż, nie wiem czy mogę być bezpieczna, ale ważne, że Caitleen jest cała.