Odwiedziliście Księżniczkę Rosemary już:

niedziela, 24 stycznia 2016

Z życia idealnej #1

*CZWARTEK*
Zeszłam z łóżka punktualnie o godzinie 7, by dobrze przygotować się na kolejny pracowity czwartek. O dziwo, nie spędziłam dużo czasu w łazience robiąc makijaż, stwierdziłam, że stylistki nie są mi dzisiaj potrzebne. Nie zamierzałam iść nigdzie poza szkołą, miejscem mojej pracy. Znowu będę musiała przypominać dzieciom, że gdy mówią o czynności, która dzieje się teraz nie mogą użyć czasu przeszłego… Bycie nauczycielką angielskiego wcale nie jest takie łatwe jak myślałam, ale jednak… kocham to. Mogę dzielić się swoją wiedzą z innymi, dobre wyniki podopiecznych dają mi niezwykłą satysfakcję, mam wspaniałą i utalentowaną klasę. Jedyne co mnie dobija, to jutrzejsza rada- ostatnia w tym roku szkolnym, bardzo ważna dla mnie, muszę postawić klasę w jak najlepszym świetle, to był ich ostatni rok tutaj… Mam dużo pracy, ale wolę robić coś niż siedzieć w domu i tylko zajmować się dziećmi- to proponował mi mąż- znany na całym świecie piłkarz. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Zbiegłam na dół, okazało się, że to szofer, który miał zawieźć mnie do pracy. Sama nie mam prawa jazdy, nie nadaję się do tego. W każdym bądź razie, założyłam na siebie cienką kurtkę, nowe botki i pognałam za nim do czarnego porsche. Po paru minutach już byłam w szkole, gotowa przekazywać młodemu pokoleniu swoją wiedzę. Po dwóch pierwszych lekcjach miałam okienko, a że nie miałam do robienia nic ważnego zabrałam się za kończenie już trzeciej książki. Pisałam jak zaczarowana, aż z transu wyrwała mnie koleżanka rzucając przede mną stos papierów, jak się okazało testów. Poprosiła mnie o pomoc w sprawdzeniu, więc przerwałam pisanie i zaczęłam kreślić na czerwono błędy w pracach uczniów. Postawiłam parę piątek, trzy czwórki i tylko dwie trójki, jak widać, poziom w naszej szkole jest dość wysoki, a uczniowie zdolni. Prestiżowe gimnazjum w centrum Krakowa, do którego niełatwo się dostać. Zadzwonił dzwonek, trzeba iść poprowadzić lekcję- w moim przypadku była to godzina wychowawcza. Niby luźna lekcja, ale trzeba omówić ważne sprawy… Nie wiedziałam od czego zacząć, ale dałam sobie radę. Kolejne lekcje tego dnia minęły szybko, a kiedy wychodziłam ze szkoły czekał na mnie szofer. Zawiózł mnie prosto do domu, gdzie czekał już mój mąż.
- Cześć Daria, słońce!- przytulił mnie
Szybko się z nim przywitałam i pobiegłam na górę, czując nagły przypływ weny. Wyjęłam pobazgrolone kartki i zaczęłam dalej pisać. Nawet nie zauważyłam, w którym momencie wszedł, postawił przede mną kubek z gorącą herbatą i mały talerzyk z pierniczkami. Usiadł na krzesełku obok i uważnie czytał moją pracę, dając mi co jakiś czas drobne wskazówki. W pewnym momencie wstał, zabrał mi z ręki długopis i kazał iść spać. Nie pomogły moje błagania. Ostatni rozdział najwidoczniej muszę dokończyć jutro. Szybko pobiegłam do łazienki, zerkając po drodze na zegarek- już się nie dziwię czemu kazał mi iść spać, było już po północy. Wzięłam prysznic i dosłownie wskoczyłam do łóżka, a po chwili już smacznie spałam wtulona w tors Kuby. 
*PIĄTEK*

Obudziłam się kilka minut przed godziną 8. Zwlokłam się powoli z dużego, dwuosobowego łóżka, pozostawiając w nim śpiącego męża.  Ubrana w puszysty szlafrok przywitałam stylistki- Anię i Paulę. Przychodziły dość często, w końcu jako żona sławnego piłkarza musiałam jakoś wyglądać. Po niecałej godzinie byłam gotowa do wyjścia, podobnie jak mój małżonek, synek Alanek oraz dwie córeczki, bliźniaczki- Jagoda i Nikola. Mieli zaledwie po 8 i 6 lat, ale zabieraliśmy je ze sobą na mniejsze przyjęcia, typu urodziny kolegów po fachu Kuby. Mały był podobny do mnie, ciemne włosy, brązowe oczy, średnia karnacja, ale dziewczynki to małe kopie taty- blond włosy, piwne oczy. Drobniutkie, ale utalentowane, szczególnie biorąc pod uwagę piłkę nożną. Można w sumie powiedzieć, że po ojcu. Synek wolał uczyć się ze mną języka angielskiego, ale nigdy nie odmawiał, gdy tata chciał z nim zagrać. Przed 9 opuściliśmy naszą nowoczesną willę, żegnając się czule z Rogerem, podwórkowym owczarkiem belgijskim. Zadecydowaliśmy, że dzisiaj pojedziemy białym Lamborghini, więc mąż wsiadł za kółko. Po zaledwie czterech godzinach musiałam wrócić do szkoły na radę pedagogiczną. Po wyczerpujących kłótniach na temat moich wychowanków, trwających niespełna trzy godziny, ledwo żywa wróciłam do domu. Korzystając z okazji, że nikt nie będzie mi przeszkadzał, w ciszy dokończyłam pisanie książki o przygodach małej wampirzycy Caitleen. Zdążyłam skończyć, kiedy reszta rodzinki wparowała do domu. Położyłam zmęczone dzieciaki spać i już sama szykowałam się, by pójść w ich ślady, ale Kuba namówił mnie, żebyśmy poćwiczyli trochę, po wczorajszym leniuchowaniu. Zgodziłam się, więc pociągnął mnie za sobą w stronę naszej własnej, prywatnej siłowni. Wskoczyłam na bieżnię i truchtałam przez pół godziny bez przerwy. Później pokręciłam trochę hula- hop, zrobiłam parę brzuszków i przysiadów, po czym miałam już dosyć i po cichu wymknęłam się z pomieszczenia. Ledwo weszłam dotarłam do łazienki, gdzie zrobiłam sobie długą, odprężającą kąpiel. Godzinę później niechętnie wyszłam z wanny, wysuszyłam włosy i położyłam się spać, tuląc do siebie Rogera, którego przez przypadek musiała wpuścić do mieszkania któraś ze sprzątaczek.

________________________________________________
Jak widzicie, wróciłam! Posty nie będą regularnie, ale postaram się dodawać je jak najczęściej. Teraz coś zupełnie nowego, czekajcie na nowe rozdziały! 

niedziela, 1 listopada 2015

Darker than night. #miniaturka

Pamiętam to, jakby wydarzyło się zaledwie wczoraj. To był dzień naszej drugiej rocznicy, 28 sierpnia 2042 roku.
- Jill, jest coś ważnego, co muszę ci powiedzieć.- zaczęłam wtedy nieśmiało, nie ukrywam, niepokoiło mnie to, jak przyjmie do wiadomości czym jestem- Jestem wampirem, kochanie.
- Co?! Elody, skarbie, pierwszy kwietnia już dawno minął- odpowiedział.
Widziałam, że bardzo się denerwował. Czułam to, nie musiałam patrzeć na niego. To mój dar- wyczuwam emocje innych. Mam ich jeszcze dużo, jestem niezwykle silna, szybka i mam doskonały wzrok oraz słuch, mogę przesuwać przedmioty siłą woli.
- Nie żartuję. Spójrz- pokazałam dwa ostre kły.
Aura w pomieszczeniu zmieniła się natychmiast. Bał się. Nie, przepraszam, pomyłka. Był przerażony.
- Kochanie...- wyciągnęłam dłoń w jego stronę.
Odsunął się ode mnie. Auć, to bolało.
- Nie skrzywdzę cię. Obiecuję, że nic ci nie zrobię. Gdybym chciała, to przecież dawno bym to zrobiła.
- Tak... Tak, masz rację, przepraszam, Elody.- dopiero teraz spojrzał mi w oczy- Spanikowałem, to dla mnie szok. W dodatku naoglądałem się tyle filmów o wampirach...
Zrobił krok w moją stronę, złapał mnie w talii i delikatnie pocałował. Choć próbowałam to zignorować, w pomieszczeniu nadal wyczuwałam jego strach. Zmniejszył się tylko troszkę , ale dobre i to.

***

Właśnie leżałam w szpitalu, byłam świeżo po porodzie. Lekarze dziwili się, czemu tak dobrze go zniosłam. Powiedziałam, że to przez geny. W sumie, nie skłamałam.
- Jaka ona śliczna...- westchnęłam, gdy Jill wszedł na salę z malutką dziewczynką na rękach.
Podał mi ją. Przyjrzałam się dokładniej małej istocie, która jest moją córką. Ma moje oczy, szmaragdowozielone tęczówki, które tak oczarowały mojego męża i włosy, tego samego koloru co Jill'a, czyli złotobrązowe. Mocno ścisnęła mój palec. Żadne normalne dziecko nie potrafiłoby zrobić tego tak mocno. Jest wampirem.
- Jak ją nazwiemy?- zapytał mój mąż.
- Caitleen. Nazwijmy ją Caitleen.
- Czy... czy ona, no wiesz...- powiedział niepewnie- jest... tym... co ty?
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich niepewność oraz lęk.
- Nie jestem pewna... ale chyba tak.
Wyszedł z sali, trzaskając za sobą drzwiami. Auć, znowu bolało. Ale wiem, że Jill poradzi sobie z tym. Co do tego, nie mam wątpliwości. Przecież mnie kocha... Chyba... Nagle drzwi znów się otworzyły. Ujrzałam w nich lekarza.
- Jeśli pani chce, może pan wyjść już dzisiaj, pani...- spojrzał na kartkę, którą trzymał w ręku- Rose.
Pospiesznie spakowałam swoje rzeczy pragnąc wyjść stąd i porozmawiać z Jill'em. Złapałam maleńkie zawiniątko i ruszyłam jak najszybciej się dało, nie wzbudzając przy tym podejrzeń. Stanęłam przed naszym domem. Wzięłam głęboki oddech. Nacisnęłam klamkę. Było otwarte. Niepewnie zrobiłam krok. Mój mąż nagle wyskoczył z bukietem kwiatów, a dokładniej róż. Wręczył mi je i delikatnie pocałował mój policzek. Rozpromieniłam się i choć próbowałam ignorować to, że wciąż jest niepewny, nie udawało mi się. W sumie, nie dziwię się. Momentalnie aura zmieniła się. Determinacja. Chęć walki. Rozejrzałam się, szukając kogoś, kto mógłby zaraz zaatakować mnie lub moją rodzinę. Nikogo nie ma. Chwila... To nie może być prawda... Z nadzieją spojrzałam na Jill'a. Zawiodłam się. Tak jak myślałam, w dłoni miał srebrny nóż, był gotów do ataku. Rzuciłam na ziemie zdradziecki bukiet i załoniłam sobą malutką Caitleen.
- Jill, skarbie, nie rób tego, proszę- zaczęłam pospiesznie go przekonywać- nie wiesz, co robisz...
- Doskonale wiem, co robię, potworze!- ryknął- Nie udawaj takiej bezbronnej! Jesteś krwiożerczą bestią i tylko czekasz na to, żeby mnie zniszczyć! A ona- wskazał na naszą córeczkę- byłaby bardzo pomocna!
Jeszcze nie widziałam go w takim stanie, cofnęłam się trochę.
- Kochanie, jesteś po prostu zdenerwowany. Działasz nieświadomie...
- Milcz!- zamachał nożem koło mojej twarzy
Mój mąż zrobił kilka kroków w moją stronę. Przystanął. Nagle zamachnął się i ostre narzędzie prawie przecięło twarz mojej córeczki. Natychmiast włączył się we mnie instynkt obrończy. Odłożyłam maleństwo i skoczyłam na tego zdrajcę. Przygwoździłam go do ściany, zatopiłam jego własną broń w jego brzuchu i ugryzłam w szyję. Dopiero po chwili jakby obudziłam się i puściłam Jilla... Działałam nieświadomie, a teraz byłam w ciężkim szoku... Wytarłam zakrwawione ręce o ścianę, oblizałam usta, chwyciłam Caitleen i wybiegłam, zostawiając matwego człowieka krwawiącego na środku przedpokoju. Biegłam najszybciej jak się dało, aż do pobliskiego lasu. Tam zrobiłam sobie krótki spacerek. Dzielnie maszerowałam ze śpiącą wampirzycą na rękach. Po kilku godzinach dotarłyśmy do mojego rodzinnego miasta- Redwood. Matka przyjęła mnie z otwartymi rękoma. Podczas, gdy ona zachwycała się małą Caitleen, ja nerwowo sprawdzałam wiadomości, aż w końcu pojawił się artykuł:
Tajemnicza śmierć mężczyzny w jego własnym domu
To krwawe morderstwo miało miejsce dzisiaj, tj. 13 kwietnia 2045 roku. Ciało zostało znalezione w przedpokoju, całe zakrwawione. Ofiara miała nóż w brzuchu oraz tajemnicze ślady na szyi. Zabójca nawet nie pofatygował się, by zamknąć drzwi. Nie znaleziono rodziny zamordowanego- jego żony oraz córki, które właśnie tego samego dnia wyszły ze szpitala. Więcej informacji udzielimy, gdy śledztwo przyniesie jakieś rezultaty. 
No cóż, nie wiem czy mogę być bezpieczna, ale ważne, że Caitleen jest cała.


sobota, 30 maja 2015

Trzy Światy. Riley VII #Pałacu, przybywam. Szykuj się na całkowitą destrukcję.

Dla Julki, która narzeka na krótkie rozdziały ♥

#Riley
Dziś przyszły ubrania. Okazało się, że to śliczna, błękitna sukienka. Pasowała idealnie. Długa do kostek, lekko rozkloszowana. Dół wyglądał zwyczajnie, ale elegancko, nie miał żadnych zdobień, ale góra była cała ozdobiona srebrnymi diamencikami tworzącymi piękny, subtelny wzorek. Nie zabrakło również biżuterii. Ciężki, srebrny naszyjnik pełen przepychu był całkowitym przeciwieństwem delikatnej sukni. Do tego były oczywiście kolczyki i bransoletka. Już nawet wybrałam sobie buty- srebrne, świecące, wysokie szpilki. Uczesałam włosy i stanęłam przed lustrem. Ellie, która właśnie przechodziła koło mnie, zatrzymała się. Bez słowa wzięła do rąk szczotkę i po chwili zręcznie upięła moje roztrzepane kudły w śliczny, prosty lecz dostojny kok. Z dna pudełka, w którym przysłano ubrania wyjęła malutką tiarę. Umiejscowiła ją na mojej głowie. Przyznam, że pierwszy raz wyobraziłam sobie, jak to jest być księżniczką. Może wcale nie będzie tak źle? Kiedy zaczęłam nad tym rozmyślać, Holly wpadła do pokoju.
- Wyglądasz jak prawdziwa księżniczka, Ri!
- Dziękuję, moja wierna poddano. Zastanowię się nad twoim awansem na stanowisko nadwornego błazna.- powiedziałam udając królewski ton.
Ellie i Lolly roześmiały się. Nagle El spoważniała.
- Wydaje mi się, że byłabyś dobrą księżniczką, Riley. Trzeba wnieść coś nowego do naszego chorego kraju, a ty jesteś doskonałą osobą do zrobienia tego.- powiedziała patrząc mi nieustannie w oczy.
- Ellie, to miłe, że tak uważasz, ale zupełnie nie nadaję się na księżniczkę, a co dopiero potem na królową. Jestem urodzona do tańca, do bycia z wami, a nie do bycia królową. Moim przeznaczeniem jest pewnie wyjście za mąż za jakiegoś zwykłego chłopaka stąd, nie za księcia.- ścisnęłam delikatnie jej ramię- Ale mimo wszystko, dziękuję ci, za to, że we mnie wierzysz.
- To nie jest zwykła wiara, siostro. Czuję to. Czuję to tutaj- wskazała dłonią na serce- nie myśl sobie, że to powiedziałam, bo taki mam kaprys. Riley, wiem, że powalisz na zamku wszystkich na kolana.
Wyszła z pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi. Holly przytuliła mnie i podążyła za El.
- Cóż, chyba jestem przegłosowana, bo jak mniemam, Luke nie ma głosu w tej sprawie.- mruknęłam do siebie.
Wpatrywałam się w lustro przez długi czas i wciąż nie mogłam uwierzyć, że to ja. Może rzeczywiście mam szanse...

*Następny dzień*
Obudziłam się o piątej. A tak dokładniej, to wstałam z łóżka o piątej, bo nie spałam całą noc. Na szczęście, zdążyłam się przez godzinę w miarę doprowadzić do porządku, bo punktualnie o szóstej przyjechały stylistki. Przedstawiły się jako Neena i Kelly. Oprowadziłam je szybko po mieszkaniu i zaraz zabrały się do pracy. Pomogły mi założyć sukienkę. Miałam wrażenie, że poprawianie niewidocznych dla mnie fałdek zajęło im dobrą godzinę. Potem zabrały się za biżuterię, a następnie podzieliły między siebie zadania. Neena miała pomalować mi paznokcie i zatuszować moje drobne niedoskonałości, a Kelly ułożyć mi włosy oraz zrobić makijaż. Wytłumaczyłam im, że nie chcę wyglądać jak niektóre gwiazdy, poprosiłam o prosty kok i paznokcie w kolorze błękitu ze srebrnym brokatem. Uwinęły się bardzo szybko, a przy tym były niezwykle dokładne. Makijaż, który zrobiła mi Kelly idealnie odzwierciedlał to, jak chciałam wyglądać. Był subtelny, a jednak podkreślał moje szare oczy. Na koniec, niespodziewanie weszła Ellie. Włożyła mi tiarę na głowę i wyszła. Ja oraz moje stylistki byłyśmy zszokowane, ale nie zagłębiałyśmy się w to, co stało się przed chwilą. Skończyłyśmy szybciej, niż przewidywałyśmy, więc dziewczyny usiadły przy stole w kuchni, a ja zaparzyłam dla nas herbatę.
- Ślicznie panienka wygląda, lady Riley. Na prawdę. Skromnie, ale elegancko. Zrobi panienka wrażenie na wszystkich w pałacu.- powiedziała Neena.
- Tak, jaka szkoda, że nie będziemy cały czas przy panience, jako pokojówki.- pokręciła smutno głową Kelly.
- Dziękuję. Ale jak to? To będę miała pokojówki?- zapytałam zdziwiona.
Dziewczyny zachichotały.
- Tak, panienko. Pokojówki, wyłącznie dla panienki.
- No cóż, więc może pozwolę wam czasem zajrzeć, pomóc moim pokojówkom. Wiecie, ciężko mnie zadowolić, jestem bardzo wybredna.- powiedziałam do nich z uśmiechem.
Spojrzałam na zegarek. Była dziewiąta, a że dojście na miejsce, gdzie miało odbyć się pożegnanie znajdowało się około pół godziny drogi stąd, postanowiłam, że lepiej już powoli wyjść. Kiedy oznajmiłam to stylistkom, znów zachichotały.
- O co wam teraz chodzi?- zapytałam, lekko poddenerwowana.
- Przecież panienka nie pójdzie w tym stroju na pieszo.- głos zabrała Kelly.
- Tak, przyjedzie po panienkę limuzyna!- dodała Neena.
Resztę czasu, to jest aż do podjechania limuzyny pod mój dom przeczekałyśmy w ciszy. Pragnąc cieszyć się ostatnimi chwilami normalnego życia wyszłam powoli na dwór, razem z Ellie, Holly, Luke'iem, Kelly i Neena'ą. Ku mojemu zaskoczeniu, oślepiły mnie światła fleszy. Byłam zdezorientowana, a przede mną było pełno kamer i reportaży, błyskały migawki aparatów. Z pomocą gwardzisty, wsiedliśmy do auta. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na stroje mojego rodzeństwa. Ellie miała na sobie sięgającą do kolan, czerwoną sukienkę, rozkloszowaną na dole. Miała cieniutkie ramiączka i wyglądała bardzo dobrze na El. Ubranie Lolly było identyczne, tylko mniejsze, oczywiście. Luke natomiast wyglądał bardzo dostojnie. Miał na sobie czarny garnitur, a pod marynarką- błękitną koszulę. Włosy zaczesał sobie do tyłu, a jedno pasemko, którego pewnie nie mógł ujarzmić zwisało nad jego prawym okiem. W mgnieniu oka dojechaliśmy na miejsce, gdzie była przygotowana scena z mikrofonem. Niepewnie wysiadłam z samochodu, ponieważ widziałam bardzo dużo ludzi zgromadzonych na placu. Przybyło chyba całe miasto! Przede mną, nie wiem skąd, wyrosła nagle pani burmistrz, złapała mnie za rękę i poprowadziła na scenę. Szłam za nią posłusznie, bo i tak nie miałam wyjścia. Stanęłam koło niej, przy mikrofonie, kiedy zaczęła mówić.
- Drodzy obywatele naszego miasta, jak już pewnie wiecie, dzisiaj odbywa się oficjalne pożegnanie tej oto młodej damy, Riley Brandstreet- urwała, bo zgromadzeni zaczęli klaszczeć- ale nie jest to smutne pożegnanie. Ono jest radosne! Ponieważ Riley jedzie do zamku, by rywalizować o jednego z książąt Sylli!- spojrzała na mnie, delikatnie dając mi znak, że mam coś powiedzieć.
Rozejrzałam się, szukając w tłumie znajomych twarzy. Zobaczyłam machających do mnie Gerdley'ów.
- Tak, to prawda, pani burmistrz. Nie wiem czy, lub kiedy tu wrócę, ale wiem, że nie zapomnę o tym, jak ciepło mnie pożegnaliście.- posłałam wszystkim szeroki uśmiech.
Zabrzmiał hymn Sylli. Słysząc pierwsze nuty wyprostowałam się dumnie. Zaczęłam śpiewać. Kiedy tylko skończyłam, na bok odciągnął mnie gwardzista i oznajmił, że teraz czas bym pożegnała się z rodziną, ponieważ musimy już jechać. Skinęłam głową. Odwróciłam się w stronę mojego rodzeństwa. El miała łzy w oczach, Holly mało brakowało do takiego stanu, a Luke dzielnie się trzymał. To był dosłownie moment, wszyscy nagle się na mnie rzucili.
- Kocham was- powiedziałam cicho.
- My ciebie też- Lolly zacisnęła uścisk- nie zapominaj o nas.
- Nigdy- obiecałam- nigdy.
Widząc zniecierpliwiony wyraz twarzy gwardzisty, ucałowałam moje rodzeństwo w policzki i pomachałam w stronę tłumu. Ruszyłam za gwardzistą w stronę czarnej limuzyny. Wsiadłam do niej.

Moje życie nie będzie już takie samo.
Nigdy.

-------------------------------------------------------------
http://stylistki.pl/profil/mrs_schreave

poniedziałek, 25 maja 2015

Trzy Światy. #Exclusive Bonus II

- Dobra, no to co, bracie? Zaczynamy?- zapytał książę James patrząc na stół z fotografiami i podstawowymi informacjami o uczestniczkach Selekcji.
Alexander skinął głową.
James chwycił trzy zdjęcia: jedno należące do Katy Sandless, drugie do Mary Day, a trzecie do Melody Holidays. Po krótkim namyśle do nich dołączył jeszcze Amberly Smith, Emily Evans oraz Julie Daydream. Obszedł stół na około. Palcem poprzesuwał pozostałe fotografie. Zamknął oczy i dobrał losowo dwie. Były to Rosalie Blise oraz Riley Brandstreet.
- Proszę, bracie. Teraz ty.
Młodszy książę wzrokiem objął wszystkie pozostałe zdjęcia. Nie były takie złe. Brał je po kolei do rąk. Danielle Newsome, Anabelle A'Berriell, Charlotte Voilet, Michelle Raven, Isabelle Rose, Jade Middletone, Sophie Coll i Lucy Blirly.

Od teraz wygląda to tak:
o James'a rywalizują:
Katy Sandless, Mary Day, Melody Holidays, Amberly Smith, Emily Evans, Julie Daydream, Roslaie Blise, Riley Brandstreet,
o Alexandra:
Danielle Newsome, Anabelle A'Berriell, Charlotte Voilet, Michelle Raven, Isabelle Rose, Jade Middletone, Sophie Coll, Lucy Blirly,
a o Chloe:
Lucas Drawell, Ryan Downtown, Charlie Campbell, Daniel Act, Eldon Whale.

Od teraz ich życie nigdy nie będzie takie samo jak wcześniej.

niedziela, 24 maja 2015

Trzy Światy. Chloe VI #To jakiś żart, prawda?

Dla Elizy Fołty

#Chloe
- Chloe, kochanie, muszę z tobą porozmawiać. Masz chwilkę?- zapytała mama, gdy skończyłam jeść mój deser.
- Bardzo bym chciała, mamo, ale niestety teraz nie mogę. Muszę skończyć parę raportów dla taty, ale  obiecuję, że postaram się znaleźć czas jeszcze dziś.
Skinęła tylko głową, a ja ruszyłam w stronę mojego apartamentu. Gdy już dotarłam do pokoju od razu usiadłam przy biurku i zabrałam się za stosik papierów leżących przede mną, głównie dotyczących bezrobocia w naszym kraju, które nie ukrywam, było trochę zbyt duże. Po dwóch godzinach do pokoju zapukała Nelly, moja pokojówka. Dygnęła.
- Księżniczko, królowa pyta się, o której będzie księżniczka mogła się z nią potkać.
- Nelly, powiedz mojej mamie, że przyjdę za pół godziny, dobrze?- powiedziałam.
- Tak jest, panienko.- dygnęła pospiesznie i wyszła.
Wróciłam do pracy i po piętnastu minutach skończyłam.
- Celeste!- zawołałam.
Moja różowowłosa pokojówka pojawiła się przy mnie natychmiast.
- Za piętnaście minut mam spotkanie z mamą, muszę się przebrać.
Celeste otworzyła moją szafę i wyjęła z niej lekką, zwiewną czerwoną sukienkę w różowe kropki, a do tego dobrała białe balerinki oraz srebrny wisiorek w kształcie serca. Pomogła mi zdjąć elegancką, złotą suknię i założyć zestaw, który mi wybrała. Potem, kazała mi usiąść przed lustrem i upięła moje włosy w elegancki, ale prosty kok. Zajęło jej to łącznie dziesięć minut.
- Dziękuję, Celeste. Jesteś niezastąpiona.
Pokojówka dygnęła i wyszła z uśmiechem z mojego apartamentu. Zrobiłam jeszcze tylko drobniutkie poprawki i wyszłam na korytarz z uśmiechem.
- Dzień dobry, panienko Chloe.- powiedział gwardzista przechodzący właśnie obok mnie.
- Dzień dobry, gwardzisto...- zerknęłam na plakietkę- Tames.
Z mamą zderzyłam się na korytarzu.
- O, właśnie cię szukałam, skarbie.- powiedziała i pociągnęła mnie za rękę do swojego pokoju.
- Coś się stało, mamo?
- Tak, to jest, nie, albo tak... Chloe... Organizujemy Selekcję. O twoją rękę rywalizować będzie pięciu młodych mężczyzn.
- CO?! To jakiś żart, tak?- wykrzyknęłam.
- Nie, kochanie... Uwierz, że naprawdę chciałabym tego uniknąć, ale...
Wyszłam, trzaskając za sobą drzwiami. Usłyszałam jak głośno wzdycha.
Jak mogła mi to zrobić?
Swojej własnej córce?
Wciąż nie mogę w to uwierzyć.




piątek, 22 maja 2015

Trzy Światy. Danielle V #Pałac? Tak, poproszę.

Dla Ani :3

#Danielle
Właśnie leżałam sobie i przeglądałam prasę. Byłam na okładkach prawie wszystkich czasopism po wczorajszym występie. Wszyscy chwalili mój strój, śpiew, zero krytyki. "Jaka prostota i styl! No cóż, Newsome zna się na modzie!", napisał nawet jeden ze znanych krytyków modowych. Gdy tak w ciszy rozkoszowałam się moją popularnością, zadzwonił dzwonek. Zjechałam windą na sam dół. Wygładziłam chabrową sukienkę, którą miałam na sobie i otworzyłam drzwi z uśmiechem. Byłam w szoku.
- Danielle!- moja siostra, Rebecca Onyx rzuciła mi się na szyję, a w ślad za nią moje nogi objął ledwo chodzący jeszcze, malutki Jack.
- Jack!- uściskałam mojego dwuletniego siostrzeńca.
- Ga? Siosia Bani!- odpowiedział i oplótł chudziutkimi rączkami moją szyję.
Roześmiałam się, Becca zresztą też, a po chwili dołączył do nas również jej synek. Zaprosiłam ich skinieniem głowy na górę, moja siostra wzięła malucha na ręce i zaniosła do windy, którą tak kochał jeździć. Gdy już wysiedliśmy zaprowadziłam ich do salonu i zakomunikowałam, że zrobię coś do picia. Po paru minutach postawiłam na stoliku dwie filiżanki: z herbatą- dla mnie i z kawą dla Rebecca'i oraz talerzyk z ciasteczkami czekoladowymi.
- Co tam u was, Becca?- zagadnęłam,
- Wszystko dobrze, a u cie...- nie zdążyła skończyć, ponieważ przerwał jej dzwonek do drzwi.
- Otworzę.- powiedziałam i ruszyłam do windy, by zjechać na dół i otworzyć niespodziewanemu gościowi.
Przed sobą zobaczyłam drobną panią w średnim wieku o dużych zielonych oczach.
- Helda Dawnely, pani to pewnie...- zerknęła na papiery, które wystawały z jej czerwonej teczki- Danielle Newsome- spojrzała się na mnie pytająco.
- Tak, to ja. A co panią do mnie sprowadza?
- Czy mogę wejść? To raczej odrobinkę dłuższa sprawa.
Zaprosiłam panią Heldę do środka. Skierowałam się do windy, by usiąść z nią w salonie, a ta w ciszy podążała za mną. Usiadła na rogu kanapy, obok Rebcca'i, która spojrzała na mnie pytająco i rozłożyła na ławie stos różnych papierów.
- Zanim zaczniemy, chcę się zapytać czy ta pani jest z rodziny, ponieważ to, o czym zaraz porozmawiamy może wiedzieć tylko najbliższa rodzina.
- Jestem jej siostrą bliźniaczką, mam na imię Rebecca.- odpowiedziała nieustannie patrząc na tajemniczą Heldę.
- Dobrze, więc może pani zostać. Przejdźmy od razu do rzeczy. Pałac organizuje Selekcję, a pani jest uważana za odpowiednią kandydatkę do rywalizacji o serce księcia.
Becca, która piła teraz kawę, zakrztusiła się nią.
- Przepraszam, że co? Zostałam wybrana do czego?- nie mogłam uwierzyć, że mam szansę pojechać do pałacu, poznać rodzinę królewską.
- Została pani wybrana jako jedna z szesnastu dziewcząt z całej Sylli i będzie pani rywalizować o serce jednego z książąt.
- A którego, jeśli można spytać?- nie mogłam powstrzymać ciekawości.
- Nie wiadomo, to się okaże.
Pomyślałam o książętach. Książę James był przystojny i starszy ode mnie, dorosły, no i miał "to coś". Myślę, że pasowalibyśmy do siebie. Alexander był młodszy, ładny i słodki. W sumie, chyba bez różnicy, który wybierze mnie, będę miała o co walczyć.
- Dobrze, zgadzam się. Mam coś podpisać? Kiedy jadę?
Kobieta podsunęła mi pod nos stos papierków, które bez namysłu podpisywałam słuchając.
- Wyjeżdża pani za dwa dni, w poniedziałek. Tego samego dnia o godzinie dziesiątej odbędzie się uroczyste pożegnanie przed ratuszem miasta. Strój, który ma pani założyć dojdzie pocztą jutro. Buty, dowolne.
- Dobrze. Coś jeszcze?- zapytałam podpisując oświadczenie świadczące o mojej "czystości".
- Tak, niczego, co zaproponuje książę nie może pani odmówić, nawet jeśli będzie pani rywalizowała o jego brata.- skinęłam głową- Musi pani także przestrzegać zasad, które zostaną dostarczone razem ze strojem.
- Świetnie, nie mogę się doczekać!
- Cudownie, z mojej strony to wszystko, dziękuję.
- Dani, jedziesz do pałacu!- wykrzyknęła moja siostra, gdy tylko Helda wyszła.
Natychmiast mnie uściskała i nie chciała mnie puścić.
- Przyślę ci pocztówkę.- mrugnęłam do niej.

Ciekawe, który z książąt mnie wybierze.
Może będą się o mnie kłócić?
Jak cudownie, że tam jadę!


 


środa, 20 maja 2015

Trzy Światy. Riley IV #Czekaj, CO?!

Dla Laury ^^

#Riley
- Trzy tysiące? TRZY TYSIĄCE?!- krzyczała z niedowierzaniem Ellie, moja siedemnastoletnia siostra.
- Tak, trzy tysiące. I nie zapominaj o sukience!- odpowiadałam raz po raz.
Tak jak myślałam, dzieciaki były zachwycone. Holly skakała przy mnie cały czas, przytulała mnie, aż w końcu brzuch zaczął mnie boleć od jej mocnego uścisku. Nawet Luke się uśmiechał. Za miesiąc jego urodziny, a ja już obmyśliłam niespodziankę- będzie miał korepetycje. Ciesząc się z ich szczęścia sama nie mogłam przestać się śmiać. Po tym jak z grubsza się uspokoili uznałam, że przyda mi się chwila dla siebie, więc oznajmiłam, że idę zrobić sobie kąpiel. Gdy już pawie odpłynęłam myśląc tylko o chwili odpoczynku, El zaciągnęła mnie na bok.
- Słuchaj, Ri, muszę ci coś powiedzieć... Ja... em, no wiesz, ja jestem... w ciąży.
Nie mogłam uwierzyć. Ellie? Siedemnastolatka? Wie przecież, jaka jest nasza sytuacja...
- El, ale jak...?- wciąż miałam nadzieję, że robi sobie ze mnie żarty.
- Ja, Riley, ja nie wiem... Byłam na imprezie, świetnie się bawiłam, ale wszyscy byli, no wiesz, lekko napici, a kelner przyniósł mi drinka... Potem film mi się urwał.
- Och, Ellie, skarbie.- byłam bliska płaczu, tak samo jak ona zresztą.
Przytuliłam ją. Świetnie. Nie będzie mogła już tyle pracować, co oznacza dużo mniej zarobków, więcej problemów. Moja siostra odsunęła się ode mnie i poszła do kuchni. Cóż, moją głowę w trakcie kąpieli zaprzątać będzie dziś tylko to. Otworzyłam drzwi prowadzące do małej łazienki. Na ścianach były drobne, błękitne kafelki, a na podłodze- duże i białe. Odkręciłam gorącą wodę, wlałam mój ulubiony, śliwkowy płyn do kąpieli i chwilę poczekałam. Widząc, że już wystarczy zakręciłam kurek. Zdjęłam z siebie ubrania, zostawiłam je na pralce i weszłam do gorącej wody, by zatopić w niej dzisiejsze smutki. Po godzinie wyszłam z wanny, ubrałam się w moją ukochaną fiołkową piżamkę w różowe chmurki i skierowałam się do mojego małego pokoiku. Zmęczona zapadłam w głęboki sen.
Obudziłam się nim zadzwonił budzik. Poszłam sprawdzić co u dzieciaków. Tak, jak myślałam, Holly spała, Luke zresztą też. Jednak Ellie- nie.
- Ellie, kochanie, jak się czujesz?- zapytałam nieśmiało.
- Szczerze? Fatalnie. Beznadziejnie. Okropnie.- odpowiedziała odwracając twarz.
- El, nie obwiniaj się. To mogło się zdarzyć każdemu.
- Może tak. Ale przydarzyło się właśnie mi.- przerwała na chwilę- Nawet nie wiesz, jakie to uczucie. Zawieść tyle bliskich osób.- podniosła się z zamiarem wyjścia.
Złapałam ją za rękę i przyciągnęłam do siebie.
- Ellie, nikogo nie zawiodłaś. Poradzimy sobie.
- Nie byłabym tego taka pewna.- wyrwała się z mojego uścisku i wybiegła z pokoju trzaskając za sobą drzwiami.
Zawsze taka była. Nerwowa, wrażliwa, dążyła do perfekcji. A jednak jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie. Ale nie mogłam nic zrobić. No bo niby co? Wyrzucić na ulicę? Odesłać do ciotki Clarisse- bogatej, starej panny ze stadem kotów? Musiałam jednak przerwać moje rozmyślania, ponieważ przerwało je pukanie do drzwi. Otworzyłam je, nawet nie zaglądając przez wizjer. Szczerze mówiąc, byłam zszokowana.
- Helda Dawnely, a ty to zapewne Riley Brandstreet, tak?- powiedziała na wstępie chuda kobieta o brązowych, długich włosach i głębokich, zielonych oczach.
- Tak.- powiedziałam krótko przyglądając się podejrzliwie obcej.
Gdzieś o niej słyszałam...
- Czy mogę wejść? Muszę omówić z panią kilka kwestii, których raczej nie wyjaśnię stojąc tu.
- Chyba tak... To znaczy, tak. Zapraszam.- wskazałam prawą ręką na wąskie przejście prowadzące do salonu.
Ruszyła natychmiast, a ja podążyłam w ciszy za nią. Usiadła przy stoliku na moim ulubionym krzesełku. No cóż, ma u mnie minus, ale przecież jej nie wygonię, nie wypada. Rozłożyła przed sobą teczkę i kilka papierów. Nie wiedziałam o co chodzi.
- Tak więc, panno Brandstreet, przyjechałam tu aż z zamku. Jest pani uważana za odpowiednią kandydatkę na żonę dla jednego z książąt.
- Przepraszam, CO?!- wykrzyknęłam.
- Dokładnie to, co pani usłyszała, pani Brandstreet.- spojrzała na mnie ja na idiotkę.
Pierwsze wrażenie zrobiłam po prostu "świetne".
- Co się dzieje?- do pokoju wszedł Luke jeszcze w piżamie, prawdopodobnie obudzony moimi krzykami.
Najwyraźniej zawstydził się stojąc przed nieznajomą kobietą w takim stroju.
- Luke, kochanie, nic się nie stało.- spojrzałam na zegarek- zresztą i tak musiałabym cię zaraz budzić, musisz dzisiaj iść na ósmą do pani Fix  układać puszki z konserwami, a potem roznosić ulotki dla pana Foster'a.- poklepałam go lekko po plecach dając mu znak, że może wyjść.
- Wracając do naszej rozmowy, pani Dawnely, może mi pani wytłumaczyć o co dokładniej pani chodzi?
Kobieta spojrzała na mnie, wyraźnie lekko poddenerwowana. Westchnęła.
- Panno Riley, organizujemy Selekcję. Z całego kraju wybranych zostało szesnaście dziewcząt, po osiem dla każdego z książąt. Będą one rywalizować o jego miłość. Ja przyjechałam tu, by powiadomić panią o tym, że znalazła się pani w gronie tych dziewcząt i dokładnie za dwa dni jedzie pani do zamku.
Zatkało mnie.
- Proszę pani, nie chcę pani urazić, ale nie mogę. Jestem jedyną pełnoletnią osobą w tym domu i nie mogę zostawić dzieciaków, czyli mojej siedemnastoletniej siostry, piętnastoletniego brata oraz drugiej, dziesięcioletniej siostry. Nie poradzą sobie. Poza tym, głównie dzięki moim zarobkom jeszcze żyjemy.
Helda znów westchnęła. Ludzie, przecież nie wszyscy mogą sobie ot tak wyjechać. Trzeba to zrozumieć.
- Pani Brandsteet- przyjrzała mi się dokładnie- zadzwoniliśmy do pani najbliższej rodziny, czyli pani ciotki- Clarisse Godefroy, która stwierdziła, że z przyjemnością przyjedzie zająć się pani rodzeństwem.
No cóż, kobieta jest nie do zdarcia. Najwyraźniej muszę jechać do pałacu.
- Czyli zgadza się pani, tak?- zapytała z lekko złośliwym uśmieszkiem
- A mam jakieś inne wyjście?
Nie odpowiedziała, podsunęła mi tylko pod nos stos papierów, które miałam podpisać. Wszystkie tylko prześledziłam i złożyłam na nich mój podpis.
- Pięknie. Jeszcze tylko to.
Szczerze mówiąc, zszokowało mnie to. Musiałam podpisać oświadczenie, że jestem "nietknięta".
Niechętnie, ale zrobiłam to.
Nawet nie przejrzała papierów, wzięła je tylko i schowała do teczki.
- Przejdźmy dalej. Pani rodzina będzie otrzymywała 1000$ za każdy dzień, który pani spędzi w pałacu. Książę może od pani żądać wszystkiego i nie może pani odmówić. Może także odesłać panią kiedy będzie chciał, bez wytłumaczenia. Nie musi się z panią spotykać. To on zaprasza panią na randki, nie pani jego. Jeśli złamie pani jakąkolwiek z reguł zostanie pani wyrzucona z zamku w trybie natychmiastowym, czy wszystko jasne?
Tylko skinęłam głową. Czy ona kiedyś stąd wyjdzie? Na moje szczęście, wstała i ruszyła do wyjścia.
- Jeszcze ostatnia rzecz. Oficjalne pożegnanie odbędzie się przed wyjazdem, także o dziesiątej ma pani być pod ratuszem. Ubrania przyjdą pocztą jutro, ma pani założyć właśnie je, buty może sobie pani wybrać. Z mojej strony to wszystko. Dziękuję, do zobaczenia w pałacu i życzę miłego dnia.
Z przyjemnością zamknęłam za nią drzwi. Cudownie, muszę powiedzieć dzieciakom. Usiadłam na naszej wiekowej kanapie i zawołałam ich.
- Tak? Coś się stało, Riley?- zapytała Holly, jak zawsze uśmiechnięta.
- Tak, nie, to znaczy tak, nie, w sumie nie wiem. W poniedziałek jadę do pałacu, ponieważ zostałam wybrana jako jedna z szesnastu dziewcząt, które podczas Selekcji będą rywalizować o księcia. A wami zajmie się ciotka Clarisse.
 Nie odpowiedzieli, wpatrywali się we mnie. Przez przypadek z przejęcia wypaliłam:
- A Ellie jest w ciąży.
W tym samym momencie właśnie pojawiła się moja średnia siostra. Dzieciaki wybuchnęły głośnym aplauzem i przytuliły najpierw mnie, a potem wspólnie rzuciliśmy się na El. Jak dobrze, że nie zaczęły płakać czy krzyczeć. Chyba poradzą sobie beze mnie.
A przynajmniej mam taką nadzieję.
Nie wyobrażam sobie Selekcji.
Nie chcę tam być.
Chcę od tego uciec.